/607/ Oto Nemst – wersja kolejna


Chwila znudzenia, rzut oka na gotowe projekty i oto oczom ukazuje się nowa odsłona bloga Nemsta. Pojawiające się tło szablonu żywcem ściągnięte z jednego z gotowców, zmniejszona główna winieta, dodatkowo pozbawiona obrazka. Różne kolory szpalty bocznej i tła tekstu strony i tym sposobem odszedłem od już znacznie wysłużonego a używanego przeze mnie wzoru szablonu. Powstało nowe, bo przecież i nowe w życiu codziennym jest. Oto Nemst – wersja kolejna. 



/606/ Zero asertywności


Pojechałem dziś z Dużą do Pearly, odwiedzić mamę – powiedzmy. Coś trzeba było robić więc ustalono, że po galerii połazimy. Po wysadzeniu niewiast wysłałem je inna stroną, zaś sam udałem się na poszukiwanie bliżej nie określonych a zapewne niezbędnych mi do życia artykułów różnych. I przechadzałem się tak od jednego sklepu do drugiego, patrząc na to i na tamto, porównując ceny, stwierdzając, że bez tego żyć nie mogę, ale jestem skąpy, więc jakoś przewegetuję. Przy jednym zaś sklepiku uwagę mą przykuły koszule – wiadomo, jestem chory na ich punkcie i ciągle mi ich mało. Przymierzyłem tak pewnie z pięć, w końcu jedną nabyłem. Nawet cena nie była wygórowana. Ale traf chciał, ze obok był sklep z garniturami. Nie mogłem oprzeć się pokusie – wstąpiłem. I już po chwili, choć wcale tego nie zamierzałem miałem na sobie marynarkę, która skąd inąd dziwnie wyglądała do sandałów – oczywiście bez skarpet. Później dziwnym trafem znalazły się na nogach moich spodnie od tegoż garnitury, a już za chwilę i buty pełne jakieś były, co by zobaczyć jak wyglądam w krasie pełnej. No i mnie sprzedające kobity złapały, omamiły, okręciły wokół palca, ba – powiem nawet, że w jakimś sensie zniewoliły. Do tego stopnia, że wyszedłem wkładając na siebie ubranie swe, wpadłem niczym burza do banku mego umiłowanego, wziąłem pieniądze i czym prędzej znów pognałem do galerii. Tym sposobem stałem się szczęśliwym posiadaczem nowego wdzianka. Zero asertywności z mojej strony – zero podkreślam to. Wystarczyła tylko miła gadka miłych pań, kilka słów czułych i pieszczotliwych i dałem się, jak dziecko. Ale i tak zadowolony jestem. Wypadało oczywiście i nowe buty jakieś pantoflowe nabyć, co tez uczyniłem. I lekką ręką spora suma znów poszła.


/601/ Nastolatek szał



Jak to mój siostrzeniec określił zagłębiam się w serialowy szał nastolatek – znaczy się w kolejne odcinki „Pamiętników wampirów”. I tu widać jak młody duchem jestem, bo tylko czasami akcja owego serialu przyprawia mnie o nudności i lekko przewijam do przodu w poszukiwaniu szybszych i bardziej porywających akcji niż ckliwe westchnienia jej do niego. No gdyby się motyw westchnień jego do nego pojawił to zawsze by to ciekawiej wyglądało. Swoją drogą nie spotkałem w żadnej produkcji o podobnym charakterze postaci wampira geja. A może byłoby warto. Taki wampir który zakochuje się w swoim pogromcy – lub odwrotnie. To byłby dopiero szał nastolatek i nastolatków, zwłaszcza niektórych.
A tak poza tym. Nad ranem miałem sen. I śnił mi się człowiek pewien. I sen ów jakiś niepokój we mnie sprawił, spowodował.


/605/ Wbrew niesilnej woli


Z silna wolą jednak u mnie bardzo mocno nie jest, ale jednak znów postanowiłem sięgnąć po ten kurs językowy, co to go mam, ale najpierw poprzedzę go małą książeczką, ale wydającą się zupełnie ciekawa i słuszną. A jej tytuł brzmi „Blondynka na językach”. Jeśli chodzi właśnie o kwestie języków obcych typową blondynką – to znaczy blondynem jestem, więc chętnie z porad i samego poduczenia skorzystam. Wczoraj to już nawet sms w obcym języku wysyłałem – hehe.

/604/ Zwykły poniedziałek


Zwykły dzień zwykłością swa niezwykły. Zajechałem dziś do Czarnego Miasta celem odwiedzenia warsztatu samochodowego. A później do byłej pracy wpadłem. Jakże się panie woźne cieszyły, że mnie ujrzały, na kawę wyciągały – zresztą nie tylko one. Te ochy i achy to tak mi się spodobały, że aż gęba śmiała mi się cała drogę do Pearly. Wyciągnąłem mamę do galerii z tej racji, że na okoliczność warsztatu samochodowego pracę zaczynałem dopiero od 14 i sobie połaziliśmy. I zakupiłem nowy obrusik na stół w kolorze fioletu i nowe świeczuszki i coś tam jeszcze. I teraz tylko wypada kupić ładną tapetę bo mamy zamiar zmienić wygląd domu z Szarookim. I nawet mama zażyczyła sobie mały remoncik u siebie. Jakaż interesowna kobieta hehe.

/603/ wdtPene


wdtPene – czyli o co chodzi można by zapytać? Hm – nie znam odpowiedzi. A rzecz rozbiła się o gratulowanie czy już być ma czy jeszcze nie. Zachowawszy oczywistą powściągliwość powiedzieć można jedynie, że jest bardzo pięknie i wspaniale i mój, mój - twój. Tak lekko cytując. Mówiąc krótko motyle coraz bardziej świergotają, a ja jestem coraz bardziej rozanielony.
I uprzejmie donoszę, że Max ma robaki.

/602/ Po awariach


Zdaje się, że bloger jednak powraca do użytkowania. Już się bałem że zagubiły się ostatnie notki, ale widzę, że wcięło tylko komentarze.
Nagle zaczęli się odzywać wszyscy – jeden po drugim spragnieni mej obecności. I się chłopcy zawiedli. Nemst jest zajęty. To tylko takie małe drobne wtrącenie.

/600/ Taki zamotylkowany, że aż zapomniałem

Me skromne progi nawiedził Szarooki. A później do Pearly pojechaliśmy. Spotkanie i poznawanie z mamą mą jednak nie doszło do skutku – może i na razie dobrze. Wieczorem jak z nią rozmawiałem to stwierdziła, że może przyjdzie czas na poznanie Szarookiego. Była i pizza, był i jeden sklep i drugi i okazuje się że gusta podobne mamy jeśli chodzi o wystrój wnętrz. I droga była i znów trzymanie się za ręce i było – tak. No są te tak zwane motylki w brzuchu – są, przyznaję się bez bicia. I nawet też zwiedzaliśmy różne takie miejsca turystyczne. I nawet buziak gdzieś tam po drodze był. Zdecydowanie motylki w brzuchu – zdecydowanie.
Ups – zapomniałem, że notka ma mieć numer 600 – jubileuszowa.

/601/ Nastolatek szał

Jak to mój siostrzeniec określił zagłębiam się w serialowy szał nastolatek – znaczy się w kolejne odcinki „Pamiętników wampirów”. I tu widać jak młody duchem jestem, bo tylko czasami akcja owego serialu przyprawia mnie o nudności i lekko przewijam do przodu w poszukiwaniu szybszych i bardziej porywających akcji niż ckliwe westchnienia jej do niego. No gdyby się motyw westchnień jego do nego pojawił to zawsze by to ciekawiej wyglądało. Swoją drogą nie spotkałem w żadnej produkcji o podobnym charakterze postaci wampira geja. A może byłoby warto. Taki wampir który zakochuje się w swoim pogromcy – lub odwrotnie. To byłby dopiero szał nastolatek i nastolatków, zwłaszcza niektórych.
A tak poza tym. Nad ranem miałem sen. I śnił mi się człowiek pewien. I sen ów jakiś niepokój we mnie sprawił, spowodował.

/599/ Tak po nocy zamiast spać

Co ja robie jeszcze o tej porze? Ano tak ze spaceru wróciłem, takiego z trzymaniem się za rączki, a co. No a teraz piwo piję. Zresztą zakupione nie przeze mnie, a przez współspacerowicza. Gwiazdy na niebie wespół z księżycem, nawet nie zimno i dwaj my. He – coraz bardziej mi się to podoba. Yomosa i Tahoe śpią już grzecznie i nawet sms na dobranoc wysłali i jak miło. I Tobie Hekate też za sms dziękuję i też już pewnie śpisz. I pewnie większość już śpi, tylko jeszcze ja się alkoholizuje. A widziałem Sansenoia gdzieś tam w necie że też jeszcze żyje. Czyli nie wszystek umrę. Co ja gadam. Ide może spać – dobrej nocy everyone czy jakoś tak.

P.S. Czuję jego zapach na sobie :)

/598/ Zerżniesz mnie – czyli rzecz o wytryskach


Deszczowy deszcz, zimny deszcz za oknem mym i nie tylko mym, ale i jego też i także jej i ich wszystkich także. Pada, mży, siąpi, kapie, leje i jak tylko chcecie nazywać to możecie – fakt, że mi za bardzo się nie podoba. Do tego stopnia, że odbiera mi nawet pragnienie ruszenia się z domu, ot choćby by spojrzeć w szare oczęta Szarookiego. Ale sobie choć z nim pogaworzyłem o wszystkim i o niczym zarazem. I gdyby tu był facebook, to bym kliknął „lubię to”. Ale że nie jest to facebook to i nie klikam.



Spałem dziś, obejrzałem film – krwawą jatkę pod wiele mówiącym tytułem „Kill Bill”. Lecz zdaje się, że jeszcze druga część jest, którą nie dysponuję. Fakt, że krew lała się strumieniami tworząc przepiękne fontanny czerwone i wywołując u mnie uśmiech nieznaczny. Zwłaszcza po tym jak z tułowia po odcięciu głowy tryskały płyny niczym (hehe cenzura). Tak czy siak wytrysków było wiele, a do większości z nich doprowadzała pewna blondyna. Aż szkoda było patrzeć jak piękni chłopcy ulegali owym wytryskom, a właściwie tryskali na lewo i prawo krwawymi strumieniami jednocześnie kończąc życie swe. Zawsze mogli czym innym potryskać i w okolicznościach innych. Byłoby to zapewne nie tak bolesne i śmiertelne zarazem. I notka dziwnym trafem na temat wytrysków mi zeszła. Niech więc będzie.
We wspomnianym filmie na uwagę zasługuje też pewien tekst.
Dziewczyna ubrana w szkolny mundurek zwraca się do siedzącego faceta z krzywymi zębami – chcesz mnie zerżnąć?
Facet z krzywymi zębami śmieje się
Pada znów pytanie – chcesz mnie zerżnąć?
Po czym wspomniana dziewczyna wsadza facetowi sztylet w brzuch i zaczyna fantazjować o penetracji. No i stwierdza, że teraz to ona jego zerżnie i spenetruje. Po czym on ma wytrysk na jej kolana – oczywiście znów krwawy wytrysk.
Komiczny film pełen wytrysków.


/597/ Tak sobie patrzę

Czyżby trafem dziwnym i niepojętym przyszły tydzień mój miał zacząć się od nawiedzenia szybkiego i pobieżnego Stolicy? Czyżby przyszło mi zasiąść za sterami szefowskiej limuzyny i gnać co prędzej niczym kierowca pojazdu BOR’u. Być może. Tymczasem jednak zasiadam wyczerpany tygodniowymi zajęciami ze świadomością tego, że coś, że ktoś, że kto wie, że być może. He. Znowu plączę i zawijam krążąc wokół tematu, unikając jednoznacznego naświetlenia sytuacji. Zapatrzyłem się po prostu w tego Anioła Szarookiego. I chyba mógłbym tak spoglądać i spoglądać i spoglądać.

/596/ Szarooki

Z plaży wróciłem lekko podziębiony – czemu dziwić się nie można, toć za oknem mróz prawie. Lecz jakiś taki podekscytowany, zadowolony, uśmiechnięty – ba nawet rozpromieniony, ale nie rozgorączkowany. Noc była krótka a dzień mijał szybko, za oknem deszcz siąpił powywracany wiatrem. I ta ciemność ciemna do granic ciemnej możliwości. (Jakoś tak kilka razy prądy zabrakło). Ów Anioł Szarooki materializować się zaczął, uśmiechną się pięknie, oczy rozszerzył, spojrzał, popatrzył. Rozłożył ręce w geście przyjaznym. No to mnie się podoba bardzo. Chcę więcej.

/595/ Idę na plażę




Chyba zacznie grozić i zagrażać mi. Tym bardziej, że od rana już drinkuję sobie u Zuzy. I jeszcze przez przypadek jakiś płyn nafto podobny wypiłem – dobrze, że nie dużo. Ale to musiałem zapić orzechówką – czyli czysty spirytus. Aż mnie wykręciło w stronę drugą. A przecież na plażę dziś iść mam. Na szczerości mnie wobec Zuzy znów wzięło i powiedziałem jej o wczorajszej rozmowie z Lookim, lekko tylko zmieniając jego imię. Lecz więcej nie chcę o tym myśleć. Przecież iść mam na plażę. I kij z tym, że zimno jest. Kto ze mną chętny?

/594/ Za krokiem krok

Dziwnym niepojętym trafem czasem wizje, które na granicy jawy i snu się pojawiają zdają się być bardziej realne niż realna realność. A jeszcze bardziej niepojętymi się stają, gdy z wizji stają się krokami stawianymi nad brzegiem jeziora, gdzie słychać tylko plusk wody i jakieś głosy wieszczące radość – gdzieś w oddali na w poły zatopionym molo. A później te kroki stawiane są gdzieś na jakiejś leśnej alei poprzecinanej małymi bagienkami. I znowu o dziwo choć stopy odziane w buty białe, na bieli owej nie znać wcale brudu żadnego. I tak krok za krokiem, za krokiem krok. I jedna godzina, i kolejna godzina i znowu krok za krokiem i krok za krokiem, i znowu godzina i licznik już chyba kilometrów stuka za mocno. Trzeba by może było wrócić. Uśmiechnąć się. I wrócić tylko po to by znowu wrócić i czynić za krokiem krok, lub zwyczajnie rozpłaszczyć się i usadowić tuż obok tego towarzysza kroczenia.

/593/ Masiakra

Nie należy pić wina z rana jako dodatku do kawy; nie należy. Należało za to uruchomić dziś aplikację jakąś do plusa i poszukać dodatkowych pakietów do abonamentu, bo jak rachunek zobaczyłem, to mi twarz pobladła a kolano o kolano nerwowo uderzyło. Spojrzałem następnie na biling, na którym jest zapisany każdy sms. I co się okazało – ano tylko to, że większość, zdecydowana większość sms adresowana była do Mac’a. Liczba wiadomości wysłanych 1300 czy 1400 – jakoś tak. Masiakra. Rad nie rad koniecznym było zamówienie pakietu 500 darmowych do wszystkich w plusie.



A chłopców na około wkoło chciałoby się zawołać. Tymczasem ja zatrzymałem się na chwilę obok Zuzy i niecno nieznacznie pogaworzyliśmy o historiach mych miłosnych minionych i powiedzmy że zasypanych kurzem niepamięci. Stwierdziła, że piękne to jest uczucie aczkolwiek trudne i cierpiętliwe. Ach i och znów chciałoby się zawołać, lecz może z rana nie będę tak krzyczał bo przecież jeszcze lekko mnie suszy. A wieczorem zaś kiedy już prawie zasypiać miałem wziąłem telefon, numer wybrałem i zadzwoniłem do……. do pewnego pana, którego głos mnie rozanielił. A może mi się tylko śniło, lub miałem wizje na jawie.

/592/ Fakty


Fakt, przyznaję bez bicia, że trochę mnie nie było. Ale zabrakło mnie nie tylko na blogu. Zabrakło mnie na fejsie, na fellow, i w ogóle w necie mnie zabrakło. A wszystko spowodowane było tym, że od dłuższego czasu bardzo rzadko uruchamiałem komputer. Przed świętami wiadomo w domu więcej jakichś tam przygotowań a na to wszystko nałożyła się praca, chociażby wdrażanie nowego projektu rozwojowego firmy, czy (z czego jestem niezwykle zadowolony) nadzorowanie odbioru i sam odbiór nowego budynku firmy.
Poza świątecznymi przygotowaniami i pracą oczywiście działo się wiele bo jakże by mogłoby być inaczej. Spotkanie z Mac’iem i w końcu jego odwiedziny u mnie i te zastanawiające maślane oczy. Odwiedziny u Słodkiego Bliźniaka, czy choćby szczera i bardzo sympatyczna rozmowa a Arturem (o nim kiedyś pisałem nie nadając mi imienia czy nicku).
Poza tym spotkania rodzinne. Poznawanie na środku ulicy jakiegoś bardzo dalekiego kuzyna, który swoją drogą jest dość przystojnym piłkarzem. Odwiedziny u Małej, spotkania z Dużą, przyjazd mamy, podróżowanie z fotelikami dziecięcymi a więc i z dziećmi płaczącymi i w ogóle. Oczywiście nie moimi dziećmi choć ze mną spokrewnionymi.
Wpadłem teraz tak tylko przelotem do domu by nakreślić te słów kilka i za chwilę znowu znikam. Tym razem zajęty odwiedzinami kontrolnymi u okulisty. Przepraszam za zaległości w czytaniu Waszych blogów, jak uda mi się na dłużej rozgościć na tym fotelu, na którym teraz siedzę to sobie poczytam.
Jak mówi Yomosa Kiss Kiss Bang Bang.

/591/ Jakoś w sobotę wieczór


Wróciłem dopiero z pracy, ale jeszcze do końca nie jestem pewien, czy to koniec pracy na dziś. Nie chce mi się nic, a najchętniej to bym się ulokował obok jakiegoś sympatycznego osobnika płci męskiej i oddał subtelnym pieszczotom. Może być na przykład masaż, nawet nie erotyczny, tylko taki zwyczajny. Już nawet Mac’owi zaproponowałem oddanie się w jego ręce, ale jak słusznie zauważył telepatycznie się nie da. Jakoś dziwnie się do niego przyzwyczaiłem. 


/590/ Dupa - - - - - - - - - - całkiem niezła


No dobra – fakt, zacząłem traktować bloga nieco po macoszemu. Nie zaglądam, nie piszę, nawet komentarze się nie pojawiają ode mnie, a jeśli czytam to tylko przelotnie i tylko kilka blogów z tej całej długiej listy. Ale nie powiem, które to są te tak zwane moje ulubione - :P.
Jak wspomniał Max u Yomosy rzeczywiście lekko pochłonięty jestem. Tak bardzo, że w poniedziałek czasu nawet nie miałem by włączyć kompa, ale znalazłem go by Słodkiego Bliźniaka odwiedzić. Domagano się zdanie szczegółowej relacji z tej mojej wieczorno nocno wczesno porannej wizyty, ale wielu szczegółów opowiadać nie mogę. Fakt tylko, że trzy godziny snu to zdecydowanie za mało. Zwłaszcza kiedy wieczorem tym razem w garażu z sąsiadami znów spożywa się wody  ogniste. Tym sposobem dziś rano myślałem, że głowa mi pęknie. Ale nie pękła na szczęście. Poza tym cisza – pozorna oczywiście. Mam wrażenie, że ktoś mnie przesadził jak kwiatka w inną doniczkę, gdzie nie ma czasu na siedzenie w domu przed bladym ekranem laptopa, gdzie nie ma czasu zatapiać się kilka godzin w lekturze książki, gdzie nawet nie ma czasu by odwiedzić dom, czy nawet Dużą. Już nawet o zaglądaniu na fellow nie wspomnę. Zresztą po cóż? Toć pod nosem mam Bliźniaka Słodkiego.
Latam więc tak z językiem na brodzie. Mam jakieś pomysły wciąż nowe, nowe teorie i czasem poglądy. Okazuje się nawet, że bywają one potwierdzane przez mentorów.
Czy wspomniałem o tym, ze kurwiki w oczach mych wyglądają super? I się z Nemsta jak to coraz więcej osób określa gwiazdeczka zrobiła, choć dobry komplement wypowiedział pod moim adresem Lex. Cytuję: „niezła dupa z ciebie, tylko brać”. Ha – podoba mi się.

/589/ Słodki Bliźniak


No i od czego by tu zacząć?
Wczoraj miałem wieczór poświęcić Mac’owi. Jednakże nie stało się tak. Wiedziałem, że on nadal panicznie boi się wypić herbatę, czy kawę w warunkach normalnych (czyli domowych), ja zaś nie miałem ochoty na spędzanie czasu na tym zimnie. Podejrzewałem ponadto, że jak pójdzie do znajomych swych to wsiąknie i odezwie się dopiero jak wytrzeźwieje. Za słuszną więc radą Maxa wsiadłem w samochód i pojechałem.
Jakiś czas temu już przez jeden z portali poznałem Słodkiego Bliźniaka. Wpadłem na genialny więc pomysł, że czas najwyższy poznać go na żywo. O 20 byłem już na miejscu. Miałem tylko problem z wjechaniem na starówkę, dziwnym trafem wszystkie uliczki za każdym razem wyprowadzały mnie na ten sam parking, na który zresztą dostać się nie chciałem. Jak w zaklętym kole. Lecz dotarłem, pokonałem falę. Słodki Bliźniak już na mnie czekał. Jest słodki, yhmmm.
Tymczasem Mac właśnie wyjechał do stolicy znów. Stwierdził, że mam w zwyczaju włóczyć się. Najwłaściwszym byłoby zaprzeczyć, ale przez mój umysł przed chwilą przebiegła myśl z zapytaniem, gdzie pojechać dziś? Hm. Może znowu do Słodkiego Bliźniaka? Nie – nie dam rady. Za bardzo spać mi się chce.
Teraz jeszcze tylko wyjaśnienie. Słodki Bliźniak w żaden sposób nie nawiązuje do prezesa partii jednej. Najzwyczajniej w świecie jesteśmy do siebie podobni w wyglądzie zewnętrznym. Można by się pokusić nawet o szukanie wspólnych przodków hehe.


/588/ Kalendarz


W tym zabawnym upływie czasu zapomniałem się i nawet kalendarz do wczoraj prezentował uroki lutego. Całkowicie zapomniałem o pragnieniu podziwiania gór marcowych. Przyszło więc pospiesznie przeskoczyć na kwietniowe pole zdominowane błękitem błękitnego nieba. Gdzieś w oddali dostrzec można także niewyraźnie majaczące kontury lasu, tudzież jakichś innych drzewo podobnych krzaków. I trafem dziwnym nic na tym pięknym widokowym kalendarzu zapisane nie jest. A to tylko dlatego, że on jest do podziwiania, nie zaś zapisywania.
Skończyłem czytać książkę, którą można by zatytułować „Przypadek”. A tytuł oryginalny, którego celowo tu nie przytoczę jest tylko rozwinięciem samego słowa przypadek zawartego na 217 stronie książki tejże.
To teraz co? Może trzeba zdjąć szkła i czas na basen.


/587/ Pęc pęc pękło

Coś jakby pękło – i to wcale nie gumka w czasie seksu. Coś jakby pękło we mnie, lecz nie bardzo wiem co to tak pęc mogło. Rach ciach i jakoś tak pękło. I nawet dźwięku pękając nie wydało.
Jutro mam Maca z przystanku odebrać nocą prawie późną. Jakież zdziwienie mej mamy było gdy zakomunikowałem jej, że się będę musiał ciut ciut u niej w domu przechować czekając na tego chłopca miłego.
Może fakt, że właśnie Mac jest w ustawionym w komórce ulubionym adresatem moich sms’ów sprawił lub choć przyczynił się do tego pęknięcia. Sam nie wiem.
A w piosence tej zakochałem się usłyszawszy ją gdzieś tam jakoś tak w radio.


/586/ Oczy


Oczy – oczy. Zwierciadło duszy. Niebieskie, błyszczące, duże. Teraz już dobrze widziane. Zuza zachwycona. A ja mogę spoglądać głęboko w oczy innych i szukać w nich tego, czego nie widać od razu. Hipnotyzować już mogę.
Prawda jest też taka, że muszę się przyzwyczaić trochę. Dziś miałem problem z założeniem. Po kilku próbach udało się jednak.

/585/ Władza z poniedziałku





Przygotowany do boju poniedziałkowego. Lista zadań powiedzmy, że jest. Wypadła z niej już jednak wizyta u okulisty celem przygotowania, nabycia i założenia szkieł kontaktowych. Tak tak, Nemstowi zachciało się znów chodzić w ciemnych okularach co przy wadzie wzroku mej normalnie możliwe nie jest. Punkt kolejny to zmiana opon na letnie. Zimy już przecież nie będzie, zwłaszcza, że kilka dni temu nad Pearly przeszła potężna burza, a pierwsza burza wieści tylko koniec definitywny zimy. Mam tylko dylemat, czy założyć na kolejny sezon (piąty już) stare opony, czy rozerwać sakiewkę i wynaleźć jakieś grosze na zakup nowego kompletu. No i nie wiem.


Zdałoby się jeszcze mojego ukochanego pana fryzjera odwiedzić by mógł znowu pieszczoty na mej głowie zaprowadzić. Wpaść trzeba także do super sklepu, może jakieś nowe koszulki, spodnie, hmm, może coś jeszcze. Zabiorę też Dużą i wywiozę do Pearly.
Idę przejąć władzę, zapanować nad wszechświatem. Niech się kłania cała ziemia.
P.S. Mi tylko trochę odwala (hahaha).

/584/ Zmęczony


Tak tylko króciutko bo już zmęczony jestem i chyba zaczynam gorzej widzieć. Dzisiejsza powiedzmy randka nie randka – bleeeeeeeee. Acha i jeszcze raz bleeeeeeee. Skreślony, przemazany i stracony w moich oczach na wieki wieków amen. Dobrze choć, że jak wracałem to Mac zadzwonił, przynajmniej mogłem usłyszeć znajomy i miły mi głos. I jeszcze pretensje miał do mnie, że w komórce nie mam zapisanego go jako Mac’iunio.
I teraz będzie news – wpadłem w oko przyjaciółce Dużej.
I kolejny news – pojawiły się wiosenne sny erotyczne – pytanie tylko dlaczego z udziałem kobiet?
P.S. Jeśli w tekście są jakieś literówki to widać tak miało być, nie będę ich poprawiał. Powtórzę to po raz kelojny nie zamierzam ich prawrpoiać.

/583/ A może tylko trochę Leniwiec




Dziwny dziś jakiś taki dzień. Nieco leniwy, choć przecież rozpoczęty dość wcześnie. Ale później jak królik z kapelusza wyskoczył sen. Jakem zasnął, tak tylko obudziłem się na chwilę by przeczytać sms od Tahoe, a później od Mac’a. Jeśli zaś chodzi o Mac’a to i bardzo podoba mi się kiedy mówi do mnie Nemstuniu.
 Mac – za tydzień powraca ze Stolicy. Mam go w Pearly odebrać i dostarczyć tu. Zapytał, czy będzie mógł prowadzić mój samochód. Odpowiedziałem, że ów pojazd poza mną prowadzili nieliczni. A byli to moi chłopcy, plus mechanik w warsztacie i raz we firmie służbowo pewien taki jeden. Zrozumiał więc warunek, że prowadzić samochód może tylko mój boy. I hmm, zastanowiło mnie kiedy dnia następnego zakomunikował mi, że on będzie prowadził. No no no no. He. Już o tych dziesiątkach codziennych sms nie wspomnę. Mac – hmmm.
Wczoraj bawiłem się z Przyjacielem w obserwowanie zachowań kelnera podającego nam szarlotkę z bitą śmietaną i lodami polanym sokiem jabłkowym. To też takie dietetyczne jedzonko, zwłaszcza około 21 haha. Podeszliśmy do tematu bardzo wnikliwie i słuszne wnioski wyciągnęliśmy. Ale kelner pięknym nie był więc dajmy mu już spokój. Jego kolega tylko zerkał na nas z ukosa. Ten był ładniejszy.
Powróciwszy do domu nie miałem już nawet siły na prysznic więc usnąłem prawie tak jak stałem. W związku z tym plastra rano nie naklejałem bo tylko na 12 godzin to go szkoda. I jakoś nie mam wielkiego parcia na palenie. Chyba mi się nie chce.
I jeszcze jedno pytanie. Gdzie ja przepuściłem w marcu tyle pieniędzy. Jak zobaczyłem biling dziś to mi serce zadrżało aż.
Powoli być może będę ujawniał to co dzieje się w kuluarach.

/582/ Wcale nie leniwy


Można by oczywiście powiedzieć, że się obijam i tylko dlatego nie pisze nic nowego. Być może i jestem nieco leniwy, być może dzieje się zbyt wiele, by jakoś się nad tym rozpisywać. Pisałem ostatnio we wtorek po spotkaniu z Lexem. Czyli tak; środa, poświęcona na czyszczenie samochodu, odwiedziny u Krisa i w sumie nic więcej. Czwartek – pracowity z wieczornym wyjazdem do nikąd. Piątek – jeszcze bardziej pracowity z wieczornym spotkaniem z przyjacielem.
W międzyczasie podpisałem nową umowę z operatorem komórkowym. Dziesiątki sms z Mac’iem. Czytam nadal tą fascynująca książkę, która jakoś trochę mnie zmienia.
Poza tym cisza.
Znów chce mi się spać.
Nie pale – ha.


/581/ Kiedy minęła północ


Jak często można zadawać pytania o to dokąd zmierzam? Pewnie często bo wciąż je zadaję. I choć dzień był powiedzmy szalony – lans całkowity, gadania mnóstwo, niepohamowane żarty i ogólnie wszystko cool, to jednak wieczorem przychodzi to pytanie – dokąd?.  
Nadal nie znam odpowiedzi. Chwilami mam wrażenie, że szamoczę się w tym życiu szukając jakiegoś szczęścia. No właśnie – jakiegoś. Czasem gdy chcę zrobić krok po chwili namysłu cofam się, innym razem robię tychże kroków zbyt wiele.
Nawet nie zauważyłem kiedy minęła północ.



/580/ Poniedziałkowa głupawka

Ktoś to kiedyś podesłał, podesłał mi tego link (nie pamiętam kto), a że dziś z rana samego jakaś lekka głupawka mnie się czepia to go i zamieszczam. Niech się wiosenne uśmiechy pojawiają na twarzach Waszych. A co : ). 


/579/ Syn Słońca czy Książę Nocy?


Jasno jest za oknem, aż mi jakoś tak dziwnie. Chyba przyzwyczaiłem się do dłuższych wieczorów, a już na pewno do zmroku. Czyżby jednak nie Syn Słońca a Książę Nocy? Jakoś nie mogę się zdecydować. W dłuższej perspektywie wybieram jednak dzień bo na noc zawsze czas się znajdzie.
Teraz wypadałoby tylko gdzieś wybyć co by nie spędzać tego pięknego popołudnia w domu. Pytanie tylko gdzie, dokąd skierować swe kroki, tak by być zadowolonym. Odwiedzić kogoś czy po prostu sobie połazić. Hm – sęk w tym, że tu za bardzo nie ma gdzie łazić. To może samochód zatankuję – też zawsze jakaś rozrywka.


/578/ Yyy to znaczy jestem

Pogoda w żadnym stopniu nie nastraja mnie optymistycznie. Choć przyznaję kilka chwil temu wróciłem z dworu i widać było nawet gwiazd masę całą. Nie przyklejałem dziś plastra niesiony planami wypadu z Rzymianinem na basen. Okazało się, że i plastra i basenu nie było. Hm. Skutek był taki, że ciut rozdrażniony chodziłem, czego ofiarą padł Janowic, bo na niego nakrzyczałem. Miał problem bo nie mógł zrozumieć, no cóż to nie był mój problem. A że sam mam nastroje różnakie to nie wymagam, by ktoś, a zwłaszcza on mnie rozumiał. Bo on się spodziewał i myślał. Noch noch noch. Ćwiczę asertywność heh i się buntuję co i rusz. 



Dzień cały przewaliłem kręcąc się, próbując zasnąć, grając, w końcu nie robiąc nic poza wysączeniem trzech szklaneczek wina. Ale teraz już jest mi dobrze. Pewnie te gwiazdy na niebie przywracają mnie do funkcjonowania, bo już tak lekko po południu to miałem wrażenie, że ktoś w przedziwny sposób zaaplikował mi jakieś narkotyki. Nie byłem bowiem pewien czy ja stojący przy schodach to jeszcze ja, czy może ja w obcym organizmie, ewentualnie jakaś inna jednostka tudzież byt mniej niż bardziej określony. Dziwne to było odczucie i wręcz poręczy łapać się chciałem by nie upaść powodowany odkryciem, że i tak poza ciałem się lekko unoszę. Pragnę nadmienić także że nie byłem i nie jestem pijany. Głodny także nie jestem, bo przecież pożarłem marchewkę a i nawet jakiegoś kurczaka – to znaczy fragment nogi jego.
Pozdrowienia dla Yomosy i Tahoe.
Hekate – nadajesz się powiem to raz jeszcze i doskonale o tym wiesz.
Max – wcale leniwy nie jestem, ja tylko mam odmienne stany świadomości, haha.
Zapomniałbym – Lex po zajrzeniu na moje konto na nk, stwierdził, że jak bóg młody wyglądam. Ach ach, chcę jeszcze. Moja próżność urasta do rozmiarów wszechświata.

/577/ 577 577 577


O i dzielnie nawet walczyłem z kołem kilka minut. Założyłem dojazdówkę, a jutro odwiedzę wulkanizacje bo jakiś cholerny gwóźdź tudzież inny niepożądany element pozbawił powietrza oponę w samochodzie mym. I żeby nie było, że jak gej to nie potrafi koła zmienić – bo potrafi, zrobił to przed chwilą, o!.
Dziś znowu jakoś wczesno oczy mi się zamykają. Sam nie wiem czemu. 



Dziś też trzeci dzień jak nie pale, w ogóle nic a nic. Choć we wtorek Rodzicielka z Dużą przy mnie kopciły jak smoki, a później robiły to całą środę ja wytrzymałem. Mało tego. Wczoraj naszła mnie naglę chęć. Duża zawołała „STOP”, Rodzicielka zaś poczęstowała mnie. Zainstalowałem w ustach papierosa i już miałem go odpalić. Oddałem go jednak, pokonałem sam siebie w sytuacji podbramkowej. Mam nadzieję, że ten stan zwycięstwa będzie trwać. Może i chce mi się troszeczkę palić, owszem. Ale już nie ma mowy o tym, nie teraz.
Wiosna jest – chłopacy się budzą. Nawet Płomień się odezwał. Ale niespodziewanie na pierwszy plan zainteresowania wysuwa się Mac. Kto by się spodziewał. No no no.
Dajcie mi pić – wódki dajcie. Zaraz co ja plotę?
Dobra, grzecznie dobranoc mówię i jeszcze tylko zapytam: przyznać się, kto w nocy zerwał mi z ramienia plaster?


/576/ Ciut ciut


Ciut zmęczony jestem, ale zadowolony okropnie. Zabrałem Dużą i wczoraj do Pearly pojechaliśmy a dziś w świat wraz z Rodzicielką. I tu byliśmy i tam żeśmy byli. Pokazałem im trochę miejsc – moich miejsc, choć nie tłumaczyłem dlaczego są moje. Zrobiliśmy nieco zdjęć. I aż sam się dziwię, że chudo tak jakoś wyszedłem na nich. Istny szok dla mnie, ale podoba mi się. Pewnie bym na to uwagi nie zwrócił, ale Duża wyczaiła jak to jedna pani i druga i trzecia szyję wykręcały w stronę mą – haha. Reszta później bo sił mi brak już dziś a Mac dopomina się rozmowy (wow).


/575/ Z wolna, ospale

Z wolna, ospale rusza. Za oknem chmur masa cała, a nawet jakiś mróz pojawił się. Tuż obok kawuje się kawa. Siedzę. Choć może trzeba by było wstać, tymczasem siedzę i tyłka nie chce mi się ruszyć – jak zawsze kiedy z wolna, ospale rusza nowy tydzień. Jakie to jest piękne, że nic specjalnego robić dziś nie muszę. Choć skarbówkę wypadałoby odwiedzić i PIT’a zostawić. O dziwo mam troszku(ę) do zwrotu pieniążków.


Z wolna i także lekko ospale zaczyna się wiosna. Choć jej przybycie wieściłem już jakiś czas temu.

/574/ Na lekkim kacu


Trzeba to przyznać. Wczoraj upiłem się i to zdrowo. Czworo nas było, może i alkoholu specjalnie dużo nie mieliśmy, ale fakt faktem, że wszyscy byliśmy dobrze wstawieni. Po pijaku zakupiłem kurtkę wiosenną, idealnie na mnie pasującą.
Dziś o dziwo nie chorowałem. To pewnie przez to, że nie ma papierosków w mym otoczeniu. Kuracja rewelacyjna i jakże skuteczna, mam nadzieję, że podobnie i trwała będzie.
Mac wyznał wczoraj jeszcze nim zdążył też się upić (choć nie ze mną) iż ma problem co do mej osoby, bo mnie polubił. Wow wow wow. Prawdą jest, że i ja go lubię. A dziś o dziwo po raz pierwszy  zapytał kiedy następnym razem się spotkamy. Życie podpowiada, że nie bardzo prędko. Jak by nie było, on też na co dzień zamieszkuje w stolicy, jako część ludności najezdnej. Tu zaś jego rodzinne strony są.
Teraz zaś chyba oddam się w objęcia. Pozwolę się zagłaskać, otulić, pieścić. Nie będę nawet protestował przeciwko jakimś pocałunkom nieśmiałym.
Morfeuszu chodź tu.

/573/ Eh, Nemst

Nie pamiętam snów dzisiejszej nocy. Nie śnił mi się Looki, nie śnili mi się zmarli koledzy. Nie budziłem się po kilka razy w okolicach godziny drugiej, czy czwartej zlany potem. Nawet udało mi się zaspać. Pewnie dlatego, że Mac mnie przetrzymał aż do 23. Tak, w końcu poznałem go na żywo. I nawet nieco złośliwy wobec niego byłem (jak mogłem hehe) dziwiąc się na głos i mówiąc, że myślałem iż jest chudszy. Wypomina mi to.
Jean poznał adres bloga.
Gringo stał się bezrobotnym i nie prawdą jest to, że za moją sprawą, lub, że ja się do tego znacząco przyczyniłem.



Wczoraj podliczałem swoje zadłużenie całościowe. Doszedłem w końcu, że mam 5 kredytów różnych plus kredyt odnawialny plus kartę kredytową. Suma zadłużenia wynosi, niech pomyśle – hmm – cholernie dużo. Dużo za dużo. Ale do tego dochodzą jeszcze odsetki. Teraz tak sobie myślę jak mogłem pozwolić sobie na taką głupotę, by tak dać się wkręcić. Fakt, w pewnym momencie doszło do tego, że moje miesięczne dochody nie były w stanie pokryć bieżących rat i zaczęło się błędne koło połączone z zaciskaniem pętli na szyi. Plus oczywiście moje życie ponad stan, jak to się mówi.
Teoretycznie mógłbym sobie to wszystko spłacać dalej spokojnie, zgodnie z harmonogramem. Wtedy nawet tak potężna kwota nie byłaby aż tak porażająca. Teoretycznie, jednak nie praktycznie. By bowiem zrobić coś w swoim życiu, jakiś inny krok, by wprowadzić jakąś zmianę muszę mieć pełną zdolność kredytową, czyli zero długów i parę złotych na koncie.
W sierpniu Julietta powiedziała mi, że nie podoba jej się mój plan, ale jeśli za trzy lata będę tak samo mówił, to stanie za mną murem. Być może tak właśnie będzie, tyle, że nie za lat trzy a trochę mniej.
Eh, Nemst

/572/ Dex i Em – Em i Dex




Jestem poruszony, wzruszony i w ogóle. Skończyłem właśnie czytać „Jeden dzień”. Aż trudno zebrać mi jakoś więcej myśli patrząc na historię głównych bohaterów. Dostrzegłem, że jeśli się chce, nigdy nie jest za późno by zmieniać swoje życie, że nie trzeba trwać w martwym punkcie, ale można robić kolejne kroki, że życie zaskakuje ale bywa też złośliwe. Zobaczyłem, że można upadać i podnosić się, że szczęście wciąż kryć się może obok. Heh i zobaczyłem też jak przemija życie.
Książka mnie zaskoczyła. Tym bardziej, że lubię będąc w połowie zajrzeć na ostatnią stronę i coś niecoś podczytać, tym samym poznać zakończenie. Tu autorowi udało się mnie przechytrzyć. W pewnym momencie powiedziałem na głos: „CO?”.
A jednak życie jak i ta książka zaskakuje.


/571/ Zaciskanie


Od planów do czynów. Czas zacisnąć pasa. Trzeba w końcu spróbować ostatecznie pozbyć się wszystkich długów, tak by móc zrobić jakiekolwiek kroki. Widzę jedno miejsce, gdzie można szukać oszczędności. Dodatkowo kilka innych przesunięć budżetowych i będzie git.

/570/ O przetaczaniu się trzasków


Pewnie można było się tego spodziewać. Przetaczają się wojny. Coraz więcej osób kłóci się i złości. Gringo poleciał na skargę do szefowej, że chcę go zwolnić. A ja przecież nawet władzy aż takiej nie mam. Smith marzy o zwolnieniu Hamiry, zaś Rzymianin wydarł się i na Gringo i na męża Zuzy. Wspomniana zaś Zuza zdążyła zdać mi relację z całego zamieszania w dość pobieżny sposób, ale w miarę szczegółowy. Można więc by powiedzieć, że firma drży w posadach. A owe piekło rozpętało się od mojego wydarcia się na Gringo, a teraz to już tylko kolejne nieciekawe aspekty tego wszystkiego. Jednym słowem – trzeszczy. 


Rozmawiałem też dziś z Zuzą. Wspominałem jej trochę o mym życiu, o tym co było, o tym jak jest teraz. Stwierdziła, że to wszystko jest tragiczne ale i piękne zarazem. Rzekła mi, że powinienem to spisywać, bo powieść romansidłowa wyszła by poczytna. A ten blog, to niby co?, chciało by się zapytać, ale tego już nie dodałem.
Mam teraz wyjechać. Opuścić ten mój zakątek, który choć na uboczu i mały jest niczym drzwi na świat, który przenosi mnie cudownie do wielu miejsc, dalekich krajów. Opuścić nie na długo. Na dzień zaledwie. Zabiorę książkę, aparat fotograficzny, ciuchy na zmianę i pewnie pojadę. Ciekawe czy będą zabici jak wrócę. W obecnej sytuacji wszystko zdarzyć się może.


/569/ Słonko za oknem a ja bez składu buraków


Głowa mnie boli i spać mi się chce. Wszystko pewnie dlatego, że na chwilę wpadłem do mamy i zjadłem u niej jakieś kanapki zamiast codziennej porcji sałatki mej z zupą. Zdaje się, że organizm się przyzwyczaja do zdrowego jedzenia.
Dzień dziś typowo wiosenny. Chwilami bardzo ciepło, tak, że już nawet bluza przeszkadzała. Spotkanie z Mary – plotki, spotkanie znowu z byłym kierownictwem – plotki. Dziwnie czasu mi aż zabrakło.
Mamie też coś tam poopowiadałem. To znaczy próbowałem mówić. Bo kiedy zacząłem ona nagle doznała pilnej potrzeby zadzwonienia do znajomej. Oczywiście chwilę wcześniej nawijała o jakiś mało istotnych sprawach ludzi, którzy są mi totalnie obojętni. Koniec końców trochę wysłuchała – delikatny uśmiech się na twarzy jej pojawił, bardzo delikatny.
Znowu bez składu logicznego, ale jakoś zdania mi się nie kleją.
Cieszę się z Hekate :*

/568/ Wprowadzam Hamirę



Niedzielne popołudnie. Kuchnia Zuzy. Zuza w fartuszku, jej mąż za kuchennym stołem. We drzwiach Nemst i Smith – o dziwo bez żadnego alkoholu. W pobliżu kręci się też Hamira. Typowe spotkanie przyjaciół. Jakoś niedzielny czas spędzać trzeba. Lecą hasła, że Gringo powinien być zwolniony, że trzeba mu psychiatry. Nemst ze Smithem zapodają wciąż nowe teksty licytując się prawie kto powie coś głupszego. I nagle jak grom z jasnego nieba pada: „Hamira powinna trzepać gonga, lub choć za dzwonek ciągnąć”. Śmiech na sali. Ciekawe co by na to sama Hamira powiedziała?
Wieczorem Nemst z Hamirą w aucie. Toczy się rozmowa. Nemst pali. Samochód płynnie pokonuje kolejne dziurawe drogi. Przedziwni podróżnicy zajeżdżają pod  dom brata Hamiry. Nie chcą Nemsta wypuścić, kolacją straszą. Nemst ucieka – to znaczy grzecznie wymiguje się i dietą zasłania. Przecież Lex już czeka, wodę grzeje co by kawy zaparzyć.
I długa rozmowa. Ważne stwierdzenie: „moda na sukces niech się schowa”.
Miś przytulak na do widzenia – szybki miś, mały miś – bez urazy i do domu.






/567/ Niebo po burzy





Wczorajszy dzień miał zakończenie inne niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. W przypływie swej złości wysmarowałem do Lookiego na gg kilka słów, chwilami mocnych, chwilami słabych – powyrzucałem z siebie żale. Odpowiedział. Zadzwonił. Rozmawialiśmy ponad pół godziny. Tak jakbym z nim nigdy nie stracił kontaktu, tak jakbym go widział kilka dni wcześniej. Słuchałem jego głosu i miałem świeczki w oczach. Zasnąłem bardzo szybko, zupełnie spokojny, tak jakby ktoś podał mi jakieś leki usypiające, rozluźniające.
Dziś wstałem nadal spokojny. Jakiś taki wyciszony, a jednocześnie zadowolony. To jest tak jakbym przebył ocean bólu by teraz na nowo patrzeć w przyszłość, patrzeć z nadzieją. Widać bardzo potrzebowałem tego swoistego oczyszczenia, wykrzyczenia. Sans mówi, by uciąć pewne sznurki. Pewnie ma rację. Ale mądrość mądrością a życie i tak wybiera inne ścieżki.
Jedno wiem. Chcę żyć. W miarę zwyczajnie. Ale chcę wyjść z domu, nie siedzieć, nie mruczeć, nie słuchać już smętnych kawałków, które raz na jakiś czas na play liście wracają. Jednocześnie sobie coś uświadomiłem. Do trzech razy sztuka jak mówi przysłowie. I trzy razy już były.
Znowu zaczynam chcieć. Zaczynam chcieć wrócić do hiszpańskiego, zaczynam chcieć skupiać się na pracy, zaczynam chcieć żyć tu i teraz. Zaczynam znowu marzyć, a właściwie to wraca odwaga by znowu marzyć.
A Tobie Yomosa dziękuję za to, żeś mi wczoraj nie pozwolił zrobić głupoty. Jesteś wielki.

/566/


/565/ Wirus


Odzywa się chwilami taki wirus, który jednak jest w mej głowie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wirus ów nie powinien już był działać we mnie, a jednak. Przyczyny uaktywniania są różne – czasem jakieś słowo powiedziane lub napisane, czasem opis na gg, czasem jakieś wspomnienie. Reakcje są rożne – tak jak skomplikowany jest sam wirus. Od wybuchu złości do stanu rzewno płaczliwego. Jak powiedziałem Yomosie z czasem objawy się zmieniają. Stają się bardziej intensywne i jednocześnie mniej trwałe – szybciej mijają. Pewnie to jeszcze nie ostatni raz, pewnie powtórzy się to jeszcze po wielokroć, do czasu znalezienia szczepionki, bądź aż organizm sam wytworzy jakieś przeciwciała. Nie wiem, czas wszystko pokaże. Na razie jadę, to mnie odpręża, wyzwala. Zresztą chcę zobaczyć uśmiech, uśmiech faceta. Na żywo.

/564/ Popieprzone

Dobry dzień sobie był. Dla poprawienia humory swego fryzjera odwiedziłem, powoli już chyba mnie zapamiętuje. Pytał, czy tak jak ostatnio nożyczkami ma ciąć? A robił to dość długo, subtelnie i miło. Gęba mi się uśmiechała, radowała, promieniowała. Ale wieczorem, to znaczy teraz znów niespodziewanie dopadła mnie zazdrość psa ogrodnika, który sam nie mogąc i innym dać nie chce.
O żesz kurwa mać jebany chuj.
Musiałem sobie zakląć, lepsze to niż mówienie, żeby go szlag trafił. A to też i owszem się pomyślało przez chwilę.
I do kurwy nędzy czemu mi nie przechodzi?
Ze mną jest ok., wszystko w porządku. Chwilami mam takie napady, naprawdę tylko chwilami.
Ale wkurwia mnie, denerwuje, boli i wszystko co złe zarazem. Nie wiem. Nie potrafię tego zaakceptować, nie potrafię zrozumieć, nie dociera do mnie. Że też taki głupi jestem. Przecież wiem, jak życie wygląda, wiem, że – gówno nic nie wiem.
Kurwa kurwa kurwa kurwa.
Znowu muszę sobie pokląć, wykrzyczeć wewnętrznie.
Długo jeszcze tak będzie?
Dziś wieczorem pewnie znów będę w myślach sprowadzał wszystkie możliwe kataklizmy na jedno z polskich miast.
Wyje teraz do księżyca bo to mi pozostaje.
I jeszcze raz kurwa mać, pieprzone emocje i uczucia – popieprzone.


/563/ Szał macicy


Jakże  miło robi się gdy była szefowa na przywitanie rzuca się na szyję, podobnie jak inne koleżanki z pracy byłej. I te słowa: „wróć do nas Nemstu, wróć”. A Nemst wracać to by nawet nie chciał i zresztą nie może też. Odcięty już bowiem jest od tamtego środowiska, od tamtych spraw. Już nie żyje tym, że Cham jeden czyni wszystko przeciw Pięknej, że Tasza znów gadała miast siedzieć w papierach i kwity wypełniać, że Gruby nie może zastosować się do prywatnych zaleceń ZUS,u (który to skąd inąd pragnę przypomnieć, zadłużony jest w bankach komercyjnych, więc dłuższe jego funkcjonowanie nawet Nostradamus nie przewidział). A i żona Grubego jakże wciąż urocza i ta co była nieKopciuszkiem też rozpromieniona. Nemst więc wypił kawę, się wyobściskiwał, posłuchał, pokiwał głową, sam też coś poopowiadał, pośmiał się. Na którym korytarzu się pojawił tak zawsze słyszał wrzask radosny i łapki wyciągnięte do tulenia i policzki do całowania. Achów i ochów końca nie było. Rzec by można niekontrolowany szał macicy. To Se pogwiazdorzyłem dziś, a co – He. 


/562/ Dzień o dzień zazdrosny

Ponoć Dzień mężczyzny dziś w odróżnieniu od Dnia Chłopaka, co to we wrześniu ma wypadać. Idąc tym tropem trzeba by ustanowić Dzień Dziewczynki jeszcze, skoro tak rozbijamy się już o wiek osobników mających świętować. Jakoś w pracy mej uczczono mężczyzn we wrześniu i prezent nawet dostaliśmy od szacownych koleżanek na czele których stoi pani szefowa.
Słonko się schowało za chmurami. Choć i tak jest całkiem przyjemnie. 



Czasem jestem zazdrosny, choć ta akurat zazdrość nie powinna mieć już miejsca, nie może istnieć, nie ma prawa. A jednak jest. Nie da się tego logicznie wytłumaczyć.
Na ten temat ciekawy wpis tutaj


/561/ O ciszy przerywaniu


Konferencja z Martinem. Wspomnień kilka starych dziejów. Tamten czas nie powróci. Uświadomiłem sobie, że to przez niego pokochałem polskie morze. W tym roku z Martinem się nie spotkam, bo do Polski nie przyleci, a mnie na drugą półkulę też zebrać się będzie raczej nie możliwe.
Wczoraj w pracy odwiedził mnie Georg. Niestety w pracy o wszystkim pogadać otwarcie nie można. Mam wrażenie, że chłopak jeszcze bardziej przystojnieje, choć jak do tej pory też mu niczego nie brakowało i mógł mieć zawsze kogo chciał.
Poza tym cisza. Jakaś taka dziwna cisza. Gdyby nie słonko za oknem i mały spacer do urzędu pewnego to pewnie bym raczył doła jakiegoś złapać. To mi jednak chyba nie grozi, nie teraz, gdy resztki śniegu poddają się i ustępują.
O dziwo nie mam planów na wieczór, a może nie o dziwo. Za dużo w domu siedzę wieczorami ostatnio.


/560/ O odwiedzaniu Pearly




I jednak Janowic nie chce zniknąć. Drażnią mnie jego telefony i zapytania co robię, gdzie jadę i o której godzinie wrócę. Mam złe przeczucia co do niego jednak, hmm, sam nie wiem do końca czemu.



Ganiałem dziś po sklepach w poszukiwaniu jakiejś ładnej wiosennej kurteczki, lecz nic ciekawego nie znalazłem. Same jakieś takie byle co. Więc o ile ceny były takie na jakie się przygotowałem, o tyle wybór pozostawiał wiele do życzenia. Zakupu koniec końców nie dokonałem. Stwierdzam więc, że dla kobiet to i owszem sklepy są na każdym kroku, z wyborem ogromnym, ale żeby facet się ubrał to już trzeba się nałazić, naszukać a i tak nie jest pewne czy coś się znajdzie.
Pozwiedzałem sobie też własne rodzinne miasto, które tak fantastycznie poddawane jest kapitalnym remontom, tudzież rożnym odbudowom zburzonych za czasów zaborów zabytków.
Dziwnym trafem też w Pearly byłem i rano i teraz. He, teraz oczywiście z Niespodziewanym na kawie. O dziwo on nie ma niebieskich oczu. Wbrew teorii Marka.


/559/ O pojawianiu i znikaniu


Z samego poniedziałku już nosi mnie. Podśpiewuję sobie starą piosenkę, które słowa w kolejnej zwrotce idą jakoś tak: „bagnet mnie ukłuje śmierć mnie pocałuje”. Heh, ale to tylko oznaka dobrego humoru, pomimo tego, że na twarzy a właściwie na ustach pojawiło się coś, co mnie drażni i denerwuje. A przecież nie całowałem się na wietrze, ostatnio w ogóle się nie całowałem. 


Wczoraj odwiedzając Dużą dowiedziałem się o…, o tym, że zaginął mój Sierściuch, który to na stancji u niej pomieszkiwał. Początkowo patrzano na niego krzywo, z czasem stał się ulubieńcem detronizując pozostałe koty. Choć był najmniejszy to jednak miał najbardziej wyraźny charakterek. To on podrapał psa, pobił inne koty, grzał się przy kominku dotykając szyby i o dziwo nie parząc się. Typowy samiec alfa, choć najmłodszy. Widać miał to po ojcu przyszywanym. Z wyglądu też odbiegający od jakiejś tam normy. Po prostu śliczny, co potwierdzą ci, którzy go widzieli. Być może jeszcze Sierściuch wróci. Hmm.



/558/ Spółkowanie







Nietrudno jest zauważyć, że na dwóch blogach pojawił się ten sam tekst. Mam tu na myśli blog swój i Maxa. Wczoraj wieczorem Max stwierdził, że poczuł się jak księżniczka zamknięta w wieży więc wyszło tak, że siedliśmy i napisaliśmy wespół tekst posta i efekty tej pracy można podziwiać. Bardzo interesujący projekt, który miał w sobie połączyć w całość myśli dwóch osób. Lecz przyznać trzeba, że współpraca była na poziomie najwyższym.


Wracając jednak do świata tutejszego. Miałem dziś sen – erotyczny sen. Nie wiem skąd się w mej głowie to zrodziło (i nie mówcie mi, że są to pragnienia ukryte). Śnił mi się bowiem sex z kobietą – o matko można by wykrzyknąć. O szczegółowych pozycjach i obrazach rozpisywać się nie będę. Lecz sam fakt pojawienia takiego snu raz, że mnie rozbawił, dwa zadziwił. Oprócz piersi owej niewiasty, z którą spółkowałem zapamiętałem co w trakcie myślałem. Przedziwne i wręcz irracjonalne. Gej, który śni o seksie z kobietą. Widać mój umysł jest bardziej złożony niżeli mi się to wydawało.


/557/ (303). Na 4 ręce





Lubię patrzeć na mężczyzn. Najchętniej spoglądam im w oczy, poszukując ukradkiem ich spojrzenia. Oczy zawsze najpełniej wyrażają, to co tkwi w człowieku. (Chyba, że są skryte za słonecznymi okularami). Oczy smutne bardziej przykuwają uwagę. tym bardziej, im więcej tajemnic w sobie zdają się skrywać. Kiedy w nieosłoniętych odbija się migotliwe światło słoneczne zdają się krzyczeć wprost do mnie – zobacz ten ból. i wtedy człowiek zaczyna się zastanawiać, czy jest uprawnionym do próby dostania się do cudzego świata za oczyma skrywanego. Czy mam prawo zadać pytanie o powód bólu, czy tylko na obserwacji mam poprzestać? im dłużej patrzę, tym oczy bardziej kuszą. Mam chęć podejść, ale boję się reakcji. w końcu rezygnuję, śmiałość nie jest moją najmocniejszą stroną; poza tym nie wiem czy chciałbym by ktoś w podobnej sytuacji wypytywał i mnie; a może właśnie przypadkowa osoba, której wiem, że nigdy więcej nie spotkam, pozwoliłaby mi na odrobinę szczerości nawet przed samym sobą? Pozostaje jednak to „kuszenie”, że ten mężczyzna, który pozwala sobie na to by jego oczy pokrywały się zaszkleniem, może być kimś kto mnie porwie, zaczaruje swą historią, a może nawet wpłynie na moje życie. w końcu sprawa rozwiązuje się sama - obiekt naszych potajemnych rozmyślań znika z pola widzenia. Jednakże ów blask jego oczu tak mocno odciska ślad w mej pamięci, że już pierwszej nocy po tym spotkaniu śni mi się. nie tyle on, co same oczy; próbuję wniknąć w historię w nich opisaną lecz bezskutecznie budzę się. Wracam do nich przez kilka wieczorów, aż pochłonięty codziennością zapomnę ich blask, do czasu kiedy spotkam inne, lecz tak samo urzekające. 


czego szukamy w cudzych oczach? Czy tak naprawdę szukamy innych, czy może próbujemy odnaleźć siebie? może poznając cudze historie znajdujemy przypadkiem rozwiązanie własnych spraw? Nam przecież także zdarza się chodzić z takimi smutnymi oczami. maskujemy nasze nastroje dość skutecznie - tak przynajmniej nam się zdaje, tymczasem ci, którzy nas znają lepiej - mimo naszych zaprzeczeń - i tak szybko odkrywają, że coś jest na rzeczy.
Spoglądam więc w oczy, zaglądam w ich głębię. czym prędzej odchodzę jednak od lustra - sama świadomość wystarcza, widok można sobie już podarować. I znowu załączam muzykę, która pozwala zagłębić się w siebie i tajemnicę mych oczu. dzięki niej tajemnica ta znów przez pewien czas będzie mogła pozostać tylko moją. Tak jak pozostała tajemnicą tego chłopaka z białymi słuchawkami na uszach. swoją drogą ciekawe czego słuchał.



 

Blogger news

Blogroll

About

filozoficzny © 2012 | Template By Jasriman Sukri